Siedzę i patrzę na tę moją małą istotkę zajadającą przygotowany przeze mnie obiad. Musi jej smakować,bo zjadła już prawie wszystko co spoczywało na talerzu... Uwielbiam,gdy z taką pasją zjada moje obiady. Buźka umorusana w sosie "śmietanowym" przygotowanym z mleka modyfikowanego:), kilka kokardek makaronu,groszku i marchewki na podłodze. Widelec w jednej rączce sporadycznie używany, za to dłonie całe obklejone mazistą, klejącą cieczą, podobnie blat i siedzisko.... Ale... Wybaczam, wybaczam i mówię to szczerze, bo to moja chwila wytchnienia moi mili....
Macierzyństwo jak wiecie, lub zapewnie się przekonanie w bliższej lub dalszej przyszłości to nie tylko pudrowy róż... Czasem zakłócony jest przez szarość popiołu.... O tak! Tak jest w tej chwili...
Mój Anioł postanowił mi uatrakcyjnić moje nudne życie efektami specjalnymi w postaci ciągłego niezadowolenia, jęczenia, wypełnienia mojego czasu co do sekundy poczynając od przygotowywania obiadu (uwieszona przy nodze z rączkami obejmującymi moje kolano, wołająca wciąż: mama didi, mama jeść, mama opa <co znaczy weź mnie na ręce>),a kończąc na wspólnym wyjściu do toalety (ale do tego już się przyzwyczaiłam, gdyż siusianie komisyjnie jest u nas na porządku dziennym).
Na moje życie ubarwione szarością popiołu składa się kilka czynników, które razem tworzą prawdziwe kino akcji dla obserwatora...
Po pierwsze - katar - długi, zielony, ciągnący się jak od nas do słońca ( ktorego i tak w tej chwili na niebie nie widać - za nami kilka deszczowych dni), po drugie - alergiczny, występujący jakiś już czas kaszel, nie pozwalający normalnie oddychać, wybudzający ze snu, a w związku z tym ciągłe zmęczenie....
Zauważyłam również wyżynające się górne trójki, jedną górną czwórkę i jedną dolną dwójkę. U lala.... Całkiem sporo jak na jeden raz, jeden mały organizm....
Wszystko to pozwala mi, dorosłej, myślącej osobie trzymać na wodzy nerwy i uzupełniać pokłady cierpliwości wciąż zużywane przez tę małą istotkę... W mojej głowie kłebi się milion myśli, ale górują te mówiące mi,że to przecież nie wina mojego dziecka, ona nie robi tego specjalnie, a nawet więcej będąc bezradną, małą iskierką w tym wielkim świecie znalazła się w bardzo trudnej, stresującej sytuacji i " wymaga" ode mnie, abym pomogła jej sobie z nią poradzić. Więc pomagam.... Ale oi tym innym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz