środa, 16 lipca 2014

Spotkania towarzyskie

Pewnego razu będąc na spacerze z malutką jeszcze Mają spotkałam znajomą ze swoją miesiąc młodszą córcią. Bardzo fajną znajomą, cenianą przeze mnie i lubianą. Gadka, szmatka, troszkę się żaliłam, że moja mała taka "nieokrzesana" w pierwszych tygodniach swojego życia, że kolki, że ciągły płacz, że ciągle na rękach, że z nami śpi i w końcu, że ciężko mi po prostu...

Na to mi znajoma, że ona z tym problemu nie ma... Pytam jak ona to zrobiła - starsze dzieciaki (2 i 4 lata) same usypiają, mała sama w łóżeczku, po karmieniu do siebie... Wow mówię, to fajne Ty masz dzieci.

Jednak jak się okazało po dalszej rozmowie ze znajomą starsze dzieciaki nauczone były zasypiania w swoich łóżkach w bardzo 'prosty' sposób - sposób na wypłakanie się... Otóż pozostawione same sobie mogły płakać do woli, ile tylko chciały i jak długo chciały, byle nie wychodziły ze swoich łóżek, aż do momentu zaśnięcia. Kochani moi - sposób bardzo wygodny (dla rodzica) i jakże skuteczny!

Nie wiem jednak czy koleżanka moja zdawała sobie sprawę jak bardzo krzywdzi swoje własne dzieci. Narażone na tak ogromny stres maleństwa mogą mieć poważne problemy w przyszłości. Od kłopotów w nauce, po zmniejszoną inteligencję, częste choroby, brak pewności siebie, odrzucenie. Substancja jaka wytwarzana jest w momencie silnego stresu u niemowlęcia, nie tylko w czasie płaczu (może to być sytuacja w której rodzic zostawia dziecko same w pokoju wychodząc tylko na chwilę do innego pomieszczenia, przecież mała istota nie zdaje sobie sprawy kiedy wróci, czy w ogóle wróci) sieje w mózgu dziecka ogromne spustoszenie. Silny stres powoduje niszczenie synaps, co w przypadku młodego, niewykształconego jeszcze mózgu dziecka jest bardzo niebezpieczne. W pierwszym roku życia rozmiar mózgu rośnie trzykrotnie. Kortyzol, hormon wytwarzany podczas silnego stresu niszczy neurony pozbawiając tym samym młodego człowieka możliwości rozwoju. Nikt w tym przypadku nie jest w stanie powiedzieć jakich nauronów, talentów pozbawiliśmy nasze dziecko.

Nie każdy zdaje sobie sprawę, że dziecko potrzebuje bliskości, wsparcia, jest istotą, która bez rodziców nie jest w stanie sobie poradzić. Jak więc możemy pozbawiać tej bliskości własnego dziecka dla własnej wygody?

To na tyle.
Dobranoc.

czwartek, 10 lipca 2014

Staram się...

Staram się wychować Cię córeczko jak najlepiej potrafię. Staram się nie zabierać Ci dzieciństwa jednocześnie nie traktując Cię jak dziecko. Hmmm... śmieszne prawda.... Jakbym sama sobie zaprzeczała... Ale jednak nie. Już wyjaśniam.

Chciałabym wychować Ciebie na człowieka, takiego, który zna swoją wartość i nikt nie jest w stanie tej wartości zachwiać. Chciałabym byś umiała wyrażać swoje zdanie w obecności wszystkich, bronić go i walczyć o nie. Chciałabym, abyś jednocześnie potrafiła szanować innych oraz ich zdanie, była tolerancyjna, ale nie uległa.

Dlatego staram się słuchać Ciebie, odgadując Twoje potrzeby, te fizjologiczne, ale również inne - te bardziej duchowe.
Chociaż masz dopiero 21 miesięcy chcę, żebyś oprócz "suchej pieluszki, ciepłego obiadku i miejsca do spania" miała również poczucie bezpieczeństwa, że w każdej sytuacji możesz liczyć na mnie, chcę, żebyś wiedziała, że to ja jestem dla Ciebie, a Ty dla mnie, że możesz nie zgadzać się ze mną i wyrażać swoje zdanie. Rozumiem, że ten wielki świat może Cię przerażać, nie martw się mnie też czasem przeraża, ale znam go bardziej niż Ty, więc postaram się przeprowadzić Cię przez niego. Wiem, że nie rozumiesz wielu rzeczy, nie wiesz dlaczego nie wolno bić koleżanki i dlaczego nie powinnaś wchodzić na szafkę oraz wybiegać na ulicę. Wiem, że nie wiesz dlaczego nie możesz wziąć lalki ze sklepu, nie rozumiesz przecież, że trzeba za nią zapłacić. Nie winię Cię za to, że rzucasz się na podłogę, gdy czegoś Ci nie pozwalam. Wiem, wiem, że ten świat jest dla Ciebie niezrozumiały...
Nie martw się moja Iskierko, ja nauczę Cię jak radzić sobie z emocjami, razem będziemy się tego uczyć, tego wielkiego świata.. Chociaż nie uchronię Cię całkowicie przed jego złem, będę uczyła Cię jak sobie z nim radzić, jak rozróżniać dobro od zła, jak rozmawiać o radościach i problemach, jak kochać i być kochanym, bo ja Cię przecież KOCHAM w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie dbam tylko o to być miała ciepły obiadek...


Drodzy moi:
Może kiedyś - wcześniej lub później przeczyta to pewna mama, którą kątem oka obserwowałam przy okazji naszej wizyty na placu zabaw. Otóż owa mama siedząc na ławce i rozmawiając o swoich sprawach z inną mamą 'spędzała' czas ze swoim dzieckiem. Nieustannie wołana była przez swojego około 3 - letniego synka:
Synek: Mamo chodź mnie pobujaj...
Mama: (brak reakcji)
Synek: Mamusiu, no chodż.
Mama: (brak reakcji)
Synek: Mamo, mamo...
Mama: No pobaw się chwilkę sam...
Synek: Mamo zobacz jak zjeżdżam! łuuuu
Mama: (brak reakcji)
Synek: Mamo pić mi się chce..
Mama: Jejku, co za dziecko! Nawet chwili w miejscu nie usiedzi! Czego Ty chcesz, pobaw się sam!
Synek zaczął bawić się z innym chłopcem, po czym w czasie krótkiej wymiany zdań synek owej pani uderzył drugiego chłopca. To w końcu zmusiło mamę do 'rozmowy' ze swoim 3 - letnim synkiem. Podbiegając do niego i krzycząc szarpnęła za ręką i kazała przeprosić natychmiast drugiego chłopca. Wszystkie oczy zwrócone były ku nim... Pani nagle oprzytomniała, ale aż strach pomyśleć w jaki sposób takie mamy 'rozmawiają' ze swoimi dziećmi, gdy nikt nie patrzy. Pozornie dobre domy, w których niczego nie brakuje, pozornie zadbane i szczęśliwe dzieci, jednak czy często zastanawiacie się na jakiego człowieka może wyrosnąć tak traktowane dziecko?


poniedziałek, 19 maja 2014

Siedzę i patrzę na tę moją małą istotkę zajadającą przygotowany przeze mnie obiad. Musi jej smakować,bo zjadła już prawie wszystko co spoczywało na talerzu... Uwielbiam,gdy z taką pasją zjada moje obiady. Buźka umorusana w sosie "śmietanowym" przygotowanym z mleka modyfikowanego:), kilka kokardek makaronu,groszku i marchewki na podłodze. Widelec w jednej rączce sporadycznie używany, za to dłonie całe obklejone mazistą, klejącą cieczą, podobnie blat i siedzisko.... Ale... Wybaczam, wybaczam i mówię to szczerze, bo to moja chwila wytchnienia moi mili....

Macierzyństwo jak wiecie, lub zapewnie się przekonanie w bliższej lub dalszej przyszłości to nie tylko pudrowy róż... Czasem zakłócony jest przez szarość popiołu.... O tak! Tak jest w tej chwili...

Mój Anioł postanowił mi uatrakcyjnić moje nudne życie efektami specjalnymi w postaci ciągłego niezadowolenia, jęczenia, wypełnienia mojego czasu co do sekundy poczynając od przygotowywania obiadu (uwieszona przy nodze z rączkami obejmującymi moje kolano, wołająca wciąż: mama didi, mama jeść, mama opa <co znaczy weź mnie na ręce>),a kończąc na wspólnym wyjściu do toalety (ale do tego już się przyzwyczaiłam, gdyż siusianie komisyjnie jest u nas na porządku dziennym).

Na moje życie ubarwione szarością popiołu składa się kilka czynników, które razem tworzą prawdziwe kino akcji dla obserwatora...
Po pierwsze - katar - długi, zielony, ciągnący się jak od nas do słońca ( ktorego i tak w tej chwili na niebie nie widać - za nami kilka deszczowych dni), po drugie - alergiczny, występujący jakiś już czas kaszel, nie pozwalający normalnie oddychać, wybudzający ze snu, a w związku z tym ciągłe zmęczenie....
Zauważyłam również wyżynające się górne trójki, jedną górną czwórkę i jedną dolną dwójkę. U lala.... Całkiem sporo jak na jeden raz, jeden mały organizm....

Wszystko to pozwala mi, dorosłej, myślącej osobie trzymać na wodzy nerwy i uzupełniać pokłady cierpliwości wciąż zużywane przez tę małą istotkę... W mojej głowie kłebi się milion myśli, ale górują te mówiące mi,że to przecież nie wina mojego dziecka, ona nie robi tego specjalnie, a nawet więcej będąc bezradną, małą iskierką w tym wielkim świecie znalazła się w bardzo trudnej, stresującej sytuacji i " wymaga" ode mnie, abym pomogła jej sobie z nią poradzić. Więc pomagam.... Ale oi tym innym razem.

sobota, 3 maja 2014

Mały Charakterek

Wczoraj wylądowałam w szpitalu próbując powstrzymać komplikacje związane z moją ciążą. Oj mój mały Groszku!
Wiec dziś, próbując osłabić tęsknotę za moją Iskierką, jednocześnie pamiętając o moim małym Groszku dla którego przecież to robię opiszę Wam pewien mały, troszeczkę ukształtowany już Charakterek oraz jego umiejętności...
Charakterek owy skończył 8 dni temu półtora roku. Jego świat na razie jest niewielki, ogranicza się bowiem do (cytuję): mama (to ja), tata, dzidzi (mój brzuch,ale równie dobrze może być Twój, jeżeli będzie w zasięgu wzroku) - wytłumaczyć Charakterowi próbowałam, że pojawi się niedługo nowy członek rodziny, który przez ową małą osobowość potraktowany został jak każda inna część ciała.... No,ale poddawać się nie będę.
Kontynuując świat jaki dla Iskierki istnieje to w dalszym ciągu: baba (są dwie), dziadziś (niestety tylko jeden), hau (owczarek niemiecki sztuk jeden oraz york sztuk również jeden), poza tym: ti tit (auto lub pociąg), kaka/ kaki (kaczka/kaczki i inne ptactwo oprócz kury), koko (kura), dzidzi (to także inne dzieci), poza tym nie mające nazwy własnej ciotki, pojazdy, zwierzęta napotkane na drodze, domy, drzewa itp.
Charakterek jak to czasem się zdarza jest osóbką bardzo towarzyską, nie krępuje jej podejście do tatusia (jakiegoś tatusia, nie swojego), złapanie go za rękę i "poproszenie" o to, by pomógł wejść na podest prowadzący na zjeżdżalnie znajdującą się na placu zabaw. Jeżeli spotkasz małą osóbkę, płci żeńskiej, która z daleka krzyczeć będzie do Ciebie: "ceść" możesz przypuszczać, że spotkałeś mój malutki Skarb. Jako osoba odpowiedzialna za rozwój społeczny tego małego człowieka nie ustaję w próbach nauczenia go witania się z obcymi dorosłymi słowami: " dzień dobry", jednak na razie bezskutecznie.
Iskierka moja najdroższą całkiem sprawnie radzi sobie z nie werbalnym komunikowaniem swoich "oczekiwań" wobec osób otaczających. Mówi np. (zazwyczaj zaraz po przebudzeniu):
- da da, co oznacza oczywiście chęć pójścia na spacer;
- mama mniam mniam lub mama jeść;
- nie ma di di (nie ma smoczka) oznacza zazwyczaj prośbę zachęcającą do wspólnego poszukiwania...
- jedziesz?;
- idziesz?;
- daj;
Oprócz "próśb" nie do odrzucenia potrafi zakumunikować również:
- tata nie ma (nie ma taty);
- pa pa ti tit (żegnaj pociągu, z rozwiniętą gestykulacją);
- nie, nie, nie;
- kocha (<3);
- bańki (mydlane);
- leje (deszcz);
Odpowiada na pytania typu:
- Chciałabyś iść da da? (zazwyczaj twierdząco);
- Idziemy do domu? (zawsze przecząco),
- Chcesz mleczko? (zawsze twierdząco);
- Idziemy się kąpać? (Bardzo często twierdząco).

Z racji tego,ze moja współlokatora położyła się spać śmiem twierdzić, że moja kultura osobista powinna skłonić mnie do znaczenia światła... Dziękuję Ci kulturo moja.... Więc Drodzy moi- CDN. Mam nadzieję,że szybciej niż poprzednio.



środa, 2 kwietnia 2014

Anioł

Powiem tak... Pisanie tego bloga zaczynam od d...* strony. Chciałabym opisywać moje macierzyństwo od początku, niestety, półtora roku temu nie przyszło mi to niestety do głowy.... A szkoda!

Może na początek opiszę Wam drodzy czytelnicy moją córcię. Maja - oj piękne dla niej wybraliśmy imię, najpiękniejsze z możliwych, leży niedaleko mnie w swoim łóżeczku to opisuję dokładnie co widzę. Jak następuje - jako matka widzę w niej ideał, ideał najidealniejszy, bez możliwości poprawy, gdyż poprawiać nie było by czego. Włoski ciemne, sięgające za uszka, uwielbiam, gdy mam możliwość zawiązać jej po bokach idealnie okrągłej główki dwie sterczące kiteczki. Oczka również ciemne, duże, wyraziste, w tej chwili pogrążone w śnie... będące jak to przysłowie mówi - odzwierciedleniem duszy. O tak - duszę też ma piękną, ale o tym później. Nosek leżący idealnie pośrodku twarzyczki, malutki i zgrabny, taka tycia piłeczka z dwoma otworkami łapiącymi powietrze. Usteczka namalowane pełną czerwienią jakby przez najwybitniejszego malarza, a uszka jakby wyrzeźbione przez najzdolniejszego rzeźbiarza. Twarzyczka tworzy pełną harmonię, ot krótkie podsumowanie.

Anioł, którego opisuję waży 11 kg, na co oprócz twarzy składają się pozostałe członki - tułów z wystającym brzuszkiem oraz dwie pulchne rączki i takie same nóżki. Wszystko współgra ze sobą niczym muzyczne harmonijne dzieło. W końcu owa dziewczynka jest największym dziełem jakie można sobie tylko wyobrazić!
Patrząc na nią jestem dumna, że z pomocą Boga i męża udało nam się stworzyć dzieło. Spójrzcie na swoje dzieci - Wam też się udało!

Na dziś koniec, ale tylko na dziś, bo pisać o Mai można dużo.


Przypisy:
d... - drugiej :D